101 słów na piątek
Histeria zastępcza
To, co dzieje się w sprawie domniemanego współsprawstwa śmierci byłej sekretarki prezesa budzi osłupienie. Ataki na prokurator Wrzosek, hejty, podszczuwanie do rękoczynów, obrzydliwe insynuacje – wszystko to budzi zgrozę. Wkracza do gry złowrogi model nekropropagandy, tyle lat uprawianej przez PIS, a teraz gorliwie przywracanej do łask. Do czego to ma zmierzać? Do samosądów?
Wymądrzanie się i tzw. dobre rady spod ciemnej gwiazdy można jakoś znieść, ale groźby karalne? Idiotyczne pomówienia? Chyba że tak naprawdę chodzi tu o odwrócenie uwagi od buksującej antyeuropejskiej polityki PIS, która okazała się drogą donikąd? Albo przejaw histerii zastępczej, osłaniającej rosnące rozczarowanie własnym kandydatem na prezydenta.
(Tomasz Miłkowski)
Czwarty akt „Wesela”
Pod takim zaskakującym tytułem ukazała się imponująca księga (779 stron!) prof. Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej, poświęcona refleksom rewolucji 1905 roku w teatrze polskim. Pani profesor tytuł przejęła – co przypomina – od satyry napisanej przez Franciszka Czakiego, działacza socjalistycznego, który zapowiadał powstanie takiego dzieła, krytykującego marazm polskiego społeczeństwa. Sam Wyspiański po rewolucji nie zgadzał się na wystawienie „Wesela”, bo uważał, że naród – wbrew jego diagnozie – w obliczu rewolucji zdał egzamin.
Czy jednak nasza wiedza o tym wydarzeniu (i jego wpływie na bieg historii), które zyskało miano czwartego powstania narodowego, jest dostateczna? Z pewnością nie jest. Autorka tą księgą próbuje to naprawić.
(Tomasz Miłkowski)
Życzliwość
Dzisiaj, trochę prywaty. Otóż zgubiłem ważne dokumenty. To zawsze kłopot, mitręga biurokratyczna i nerwy. Nie, nie proszę o pomoc. Zguba się znalazła. To znaczy ktoś znalazł, a nawet nie wiem kto, i pofatygował się, aby wrzucić znalezisko do mojej skrzynki pocztowej. Właśnie zdążyłem już przygotować pakiet stosownych zaświadczeń i załączników, zanim otworzyłem skrzynkę i odkryłem wewnątrz ku memu zdziwieniu nienaruszony pakiet dokumentów. Poczułem u ramion skrzydła, a czas stracony na wypisywanie wniosków i uzasadnień uznałem za należną pokutę. Ale przede wszystkim ogarnęła mnie niewyobrażalna wdzięczność dla osoby, która postąpiła tak bezinteresownie i życzliwie. A więc jeszcze nie wyginęła empatia na świecie.
(Tomasz Miłkowski)
„Dziady” to broń
„Dajcie nam broń, z resztą damy sobie radę”. Tym razem to nie słowa prezydenta Zełenskiego, ale ukraińskiego aktora Romana Łuckiego, który gra Konrada w poruszającej inscenizacji „Dziadów” według Adama Mickiewicza w reżyserii Mai Kleczewskiej w Iwanofrankiwsku. Premiera miała miejsce dwa lata temu, a potem spektakl zdążył już pojawić się kilka razy w Polsce, w Krakowie i w Gdańsku, a w tych dniach, kiedy świat pamiętał o trzeciej rocznicy rosyjskiej agresji w Ukrainie, dzieło Kleczewskiej nareszcie zobaczyła Warszawa. A powinni zobaczyć przede wszystkim ci, którzy wahają się, kto na kogo napadł w Ukrainie. „Dziady” to broń, bunt przeciwko każdemu, kto niewoli drugiego człowieka.
(Tomasz Miłkowski)
Przypadek z instynktem
Nie wszystko da się zaplanować. To nic odkrywczego, skoro przypadek bywał ważnym współpracownikiem odkrywców, wynalazców i dziennikarzy.
Wspominał o tym podczas niedawnego spotkania autorskiego w Domu Dziennikarza Andrzej Martynkin, nestor dziennikarzy sportowych, o którym obecni na tym spotkaniu młodsi koledzy mówili: Jesteś legendą. Bo legendą jest od dawana, zwłaszcza jako niedościgniony znawca żużla. Nestor Andrzej (w tym roku obchodził 90. rocznicę urodzin) opowiedział, że przed laty był świadkiem wypadku w okolicach warszawskiego Szpitala na Solcu z udziałem znanego piłkarza. Natychmiast zawiadomił naczelnego „Sztandaru Młodych”, gdzie wówczas pracował i opublikował jedyną relację z tego zdarzenia. Przypadek? Niby tak, ale także instynkt dziennikarski.
(Tomasz Miłkowski)
Telefon
On chce to skończyć, powiedział prezydent Donald Trump po telefonicznej rozmowie z Putinem. Świat jakby zbaraniał. Cała dotychczasowa polityka wschodnia USA stanęła pod znakiem zapytania. To, co jeszcze parę dni temu wydawało się tylko grą wyborczą albo obietnicami kogoś, kto stara się o najwyższy urząd za oceanem, stało się nagle realnością. Przed rosyjskim agresorem pojawiała się szansa nie tylko wyjścia z twarzą, ale i z tarczą. Nie ma co zazdrościć politykom europejskim, którzy obracają zapowiedzi amerykańskie na wszystkie strony w poszukiwaniu kompromisu. Czują, że to gorący kartofel. Wprawdzie od jednego telefonu świat się nie zmienia, to nie czarodziejska różdżka. Ale kto wie?
(Tomasz Miłkowski)
Misja
„Stoimy w ciemności, otoczeni światłem’. To jedno z ostatnich zdań „Podróży z Herodotem” Ryszarda Kapuścińskiego. Niczym błyskotliwy flesz reportera, fantazja pisarza, metafora filozofa. Co kto woli.
O twórczości Ryszarda Kapuścińskiego i innych wielkich reporterów (Oriany Fallaci i Tiziano Terzani) mówił wczoraj podczas spotkania w Domu Literatury Stanisław Zawiśliński, też reporter, dokumentalista, wydawca, pisarz. Przesłanie Kapuścińskiego zawiera dokumentalny film Zawiślińskiego o Kapuścińskim. Rzecz w tym, aby z pasją wytrwać w uprawianiu misji dziennikarza, odsłanianiu zła i nieprawości władzy, wyłuskiwaniu prawdy. W tym sensie dziennikarz jest strażnikiem pamięci, bez której jednostka staje się ślepa, a życie zbiorowości – koszmarem. A to wciąż zadanie warte gry.
(Tomasz Miłkowski)
Gra w chowanego
Ta gra staje się coraz bardziej żenująca. Były minister sprawiedliwości, współautor większości wadliwych rozwiązań w przepisach mających usprawnić, choć w rzeczywistości paraliżujących wymiar sprawiedliwości, unika stawiennictwa przed komisją sejmową, badającą mechanizm „sprawy Pegasusa”. Nawet wyrok sądu, nakazujący doprowadzenie świadka pod nadzorem policji na przesłuchanie przed komisją, nie wywołał u b. ministra oczekiwanej refleksji. Zamiast poniechać wykrętów, tym razem schował się w siedzibie bliskiej sobie telewizji. Wszystko to czyni w obronie wolności – pod pretekstem domniemanej niekonstytucyjności komisji sejmowej. Każdy ma prawo do obrony. Ale czy takie dziecięce uniki przystoją byłemu wysokiemu urzędnikowi państwowemu? „Przestańcie, bo się źle bawicie!”, przestrzegał biskup Krasicki.
(Tomasz Miłkowski)
Polityka i biznes
Jeśli chce się kogoś dotkliwie obrazić, dość powiedzieć, że jego czyny są „polityczne”. Tak jakby działania zgodne ze sztuką osiągania celów było samo w sobie naganne. Teraz jednak na czoło słów szpetnych może gwałtownie awansować „biznes”, zwłaszcza po zmianie warty za oceanem. Teraz, jeśli ktoś się kieruje biznesem, czyli działa zgodnie ze swoim (lub jakiejś zbiorowości) interesem, zasługuje na potępienie. Jeśli ani polityka, ani biznes nie nadają się na narzędzia planowania ludzkich czynów, to co pozostaje? Przypadek, los szczęścia, nie wiadomo co? Słowa nas sądzą, pisał kiedyś Norwid, ale to my nadajemy im znaczenia.
Tomasz Miłkowski
Dziennikarz, czyli kto?
Pytanie wraca jak bumerang. Prawo prasowe definiuje dziennikarza jako osobę zatrudnioną przez redakcję. I od razu otwiera się morze pytań. A freelanserzy? A blogerzy? Co z nimi? Czy też mają zapewnioną ochronę prawną źródła informacji? A w przypadku utraty pracy, gdzie mogą szukać pomocy? Z artystami wygląda sprawa jaśniej – w przygotowywanej ustawie otrzymują pomoc pod warunkiem uzyskiwania minimalnych przychodów w okresie poprzedzajacym ich utratę, która daje im tytuł prawny do bycia profesjonalnym twórcą. A dziennikarz wciąż na lodzie. Nie ma Rady Prasowej przy premierze. Radę Etyki Mediów jedni uznają, drudzy nie uznają. Słowem – węzeł gordyjski na miarę Aleksandra Wielkiego.
(Tomasz Miłkowski)

